Przeczekać święta

Im bliżej Rynku tym jest ich więcej – wciśnięte w zaułki nie do przejechania, chodniki nie do przejścia. Rozstawione na zadeptanych i rozjeżdzonych trawnikach.  Tak jest przy Moście Pomorskim, gdzie deweloper stawia Bulwary Książęce.  Jest niedziela, setki ludzi zjechało samochodami do centrum. Tłoczą się  przy drewnianych blatach. Na tackach pieczona kiełbasa, mięso z grila, placki, frytki, gofry z bitą śmietaną. W dłoniach kubki z grzanym winem. Napitek w krzemionkowych kubkach serwują dziewczyny, uwijają się taśmowo. Widać po niektórych, że mają dosyć, a wieczór dopiero nabiera rozpędu. Będzie gwarniej, jaskrawiej, tłoczniej.  Wokoło migają kolorowe światełka, strzela ogień w paleniskach.  Przy ratuszu narasta i nagle urywa się pisk. Tak jest za każdym razem, gdy wagoniki kolejki biorą ostry zakręt, wyskakują w górę i pędzą w dół.  Nad głowami dudni  uwolnione z głośników nieśmiertelne „Last Christmas”. Taki defibrylator każdej masowej imprezy.  Melodia  powraca co pewien czas, jak pisk spod Ratusza, i będzie odgrywana przez następny tydzień. Potem w tym miejscu eksploduje sylwester i nastanie cisza. Odbijam do apteki, kupić krem do rąk i przeciwbólowe tabletki. Wracam do domu, zostawiając za sobą bożonarodzeniowy jarmark.

 

Z konstytucji wrak, ale w kranie ciepła woda

Tragizm, farsa, amok, apatia, patos, czyste wariactwo, banalny realizm. Jest tego w bród w polskiej bieżącej polityce i chociaż rzecz dotyczy kwestii arcyważnych, zanurzeni  jesteśmy w oparach groteski.

Sięgam wstecz i słyszę Donalda Tuska mówiącego o przewadze ciepłej wody w kranie nad ideologią i wielkimi wizjami. Ciepła woda w kranie jest, ale dogorywa liberalny model demokracji, choć zdaniem PiS właśnie teraz obserwujemy demokracji rozkwit, pod rządzami formacji wsłuchanej w głos suwerena. Patrzę na sejmowe obrady:  Jarosław Kaczyński wertuje atlas kotów, gdy opozycyjni posłowie wychodzą z siebie w obronie sądów. Potem słucham komentatorów – o kotach i Kaczyńskim mogą perorować bez przerw na reklamę.

Tak oto pisze się historia i scenariusz dla następcy Barei. Co za pech. Obsadzono nas w drugoplanowych rolach nie pytając o zgodę, ale też moment uwikłania w groteskę sami żeśmy przeoczyli. Będą z nas się śmiali i będą nam współczuć.

Polityka w polskim wydaniu jest jak rozkalibrowane urządzenie, które działa, chybocze, wydając dziwne pomruki. Nie do końca wiadomo, jak funkcjonuje i po co. Jeśli uznamy, że układ sił na scenie politycznej to efekt arcyskuteczności jednego faceta, trzymającego wszystkich w szachu, to mamy do czynienia nie z polityką, lecz realizacją ludowego mitu. Może jest  jakieś społeczne zapotrzebowanie na postać z baśni? Jakie braki w zbiorowym ciele i psyche Polaka, ten mit rekompensuje?

PiS rządzi krajem, więc chciałbym wiedzieć, jaką wizję Polski wciela w życie –  gdzie nas zaprowadzi, dajmy na to, za lat 10. Czy liderzy obozu zjednoczonej prawicy potrafią wypowiedzieć się rzeczowo i detalicznie w tej sprawie, nie zaskakując członków i sympatyków własnego środowiska?  Wielu tych sympatyków symbolicznie sytuuje Polskę na innej planecie, gdzie nie ma Niemców, Rosjan, Romów i muzułmanów, gdzie polska husaria pilnuje niebiańskiego ładu.  Prawica uwielbia pustosłowie i rytuały doraźnie je przywołując i wypełniając doraźną treścią. Ktoś powie: Polska ma być zamożna, suwerenna i nowoczesna.Tylko że to wie każda Dżesika i każdy Brajan.

Opozycja? Ona broni konstytucji i sądów, spraw dla ustroju państwa arcyważnych, które dla przeciętnego Kowalskiego są za to arcynieważne, a przyjmniej odległe od codzienności. I jeśli Kowalski uwnikłany jest w sądowe perturbacje lub daje wiarę bajaniom o oczywistej sądów nieuczciwości i opieszałości, to tym bardziej, ten Kowalski, jest dla opozycji stracony. Nie mówi ona do niego i nie posługuje się językiem, w którym zapisane są jego doświadczenia.

Zbudowano przez 25 lat na tej ziemi system demokracji liberalnej, system nie przystający do naszych generacyjnym doświadczeń (II RP była krajem na poły autorytarnym, potem był zamordystyczny PRL). Nie tyle zapominiano o obywatelu, lecz jego istnieniem niewiele sił politycznych było zainteresowanych. Od prawa do lewa, przez centrum. Na opuszczone pole wylegli populiści. SLD, ZChN, Samoobrona, Liga Polskich Rodzin, Kukiz 15 i nacjonaliści. PiS jest w tym flitrowaniu z populistycznymi ciągotkami najskuteczniejszy.

Dziś nie ma po ręką mitu obywatela, którym można byłoby się posłużyć, próbując tchąc, na nowo, w niego życie. Nie ma żadnej nośnej figury, postaci, uniwersalnego historycznego motywu. Natomiast mamy dzieciaki i ich rodziców biegające w koszulkach i opaskach Polski Walczącej, której wiedzą tyle o Powstaniu Warszawskim co o całkach i równaniach różniczkowych.
To ostatni dzwonek, żeby etos obywatela przywołać, bo rozmontowywane są realia, w których może on istnieć jako niezależny, autonomiczny, podmiotowo definiowany model uczestnictwa w życiu tego kraju, na poziomie lokalnych i szerzej.

Tego nie dokona obecna opozycja. Przynajmniej nie teraz. Jest nieustępliwa jak bokser po knock downie.  Działa w przewidywalnych i nudnych ramach, a  jej nieporadność przydaje używanemu przez PiS zwrotowi „opozycji totalnej” atrybutu groteski. Może  PiS-owi właśnie o to chodzi?

Gdy demokracja jest zagrożona, to demokratyczni politycy sięgają po środki nadzwyczajne.  Jakoś nie widać, by skrzykiwano się pod wspólnym sztandarem. Krępują ruch artykularyzmy partyjne? Ta niezdolność do mobilizacji cechuje także ugrupowania pozaparlamentarne. Arsenał środków wyczerpuje się na pochodach znajomych, spacerach w gronie przekonanych. Owszem, druga strona upodobała sobie tego typu spędy, tyle że od lat czyni to pod emocjonalnymi sztandarami. Odwołuje się do poczucia marginalizacji i frustracji. Kiedyś żywioł małomiasteczkowej Polski głosował na Samoobronę. Teraz to PiS maszeruje, po drodze sięgając po kolejne motywy: zdrada okrągłego stołu, antykomunizm, Smoleńsk, uchodźcy, gorszy sort, sędziowie, UE. To też są mity, tylko że negatywne.
Opozycja nie potrafi z podobną intensywnością mówić o pozytywnych ideach i wyzwaniach, mówić nie tyle przeciw PiS, co do swoich zwolenników. Nie ma odrębnego własnego języka i opisu świata, który by frapował i pociągał innych.

Zdaje się, że więcej emocji było w 2001 roku, kiedy zebrali się trzej tenorzy – Olechowski, Płażyński, Tusk – i powołali do życia Platformę Obywatelską. Z Platformy Obywatelskiej ostał się skrót PO. Obywatele są na zakupach. Ten stan przyjemnego zobojętnienia, stymulowanego konsumpcyjnymi przyjemnościami, kojarzy się ze hasłem „mała stabilizacja”.

Między bogiem a prawdą, jest sennie, apatycznie. PiS ukołysał opinię publiczną do snu. Dowartościował i ukoił zakompeksionego zbiorowego ducha. W to, co wierzymy, to, czego nie wiemy i czego się boimy – to wszystko okazuje się budować dumę i pewność, a nie budzić zakłopotanie.Co z tego, że duma jest fałszywa, a pewność złudna. Dbamy o siebie w zaciszu swoich domów.  Problem w tym, że opozycja się stara, żeby nas z tej sennej maligny wybudzić, ale także nuci kołysankę.

Konstycja jest sponiewierana,  w kranach nadal płynie ciepła woda. Tusk mówił, że jest ona najważniejsza. Ma ciągle rację?

Wolność istnieje poza monopolami

Monopole to twory z natury problematyczne. Z zasady bezwzględne (anihilują ośrodki konkurencji). Czasem złe, rodzą kłopoty dla maluczkich, takich jak ja – ograniczając możliwość wyboru. Stanowią rodzaj bariery, o które rozbija się jednostkowa wolności. Monopole nie mają charakteru kagańca: oferują doznania, usługi, produkty. Unosi się nad nimi aura łaskawego dobrodzieja, który myśli o nas dobrze i nam służy, dzieląc się swoimi dobrami. W dobie konsumeryzmu definiującego naszą obecność w świecie, kojarzą się z wygodną, update’owaną klatką. Ale tylko dlatego że jest ona przestronna, nie zmienia ona swojego przeznaczenia. Poruszamy się więc w zamkniętej sferze podsuwanych i sugerowanych możliwości. Najlepiej jeśli w tej klatce zostaniemy – o to chodzi monopolom.

Jestem świeżo po lekturze artykułu o umierającym webowym internecie. André Staltz posługuje się terminem Trinet, który odnosi się do trójki gigantów. Amazon, Google i Facebook przekształcają internet jaki znamy w urządzone na nowych zasadach uniwersum. Chodzi o przejście od polimorficznej i autonomicznej struktury web w strukturę podporządkowaną monopolom, które doskonalą orientancję na temat naszych idei, stylów życia, preferencji i kształtuję je w zgodzie z własnymi merkantylnymi potrzebami. Intrygująca i przerażająca wizja nieodległej przyszłości.
Są tacy, którzy z tej zmiany nie robią problemu, mają się dobrze. Mnie to mentalnie i intelektualnie, po ludzku, uwiera.

Złamać hegemonię Facebooka i innych gigantów netu można tylko temporalnie, doraźnie (zbyt poważne to siły), migrując w inne nieskolonizowane przez nie rejony lub angażując się w takich enklaw nieustanne animowanie.

Testuję Vivaldi z takim nastawieniem, ciekawy gdzie mnie to zaprowadzi. W różnorodności jest siła i potencjał, i to trzeba bronić.